Karolina: Ten post miał być o czymś innym, ale z uwagi na nasze ostatnie rozmowy myślę, że jestem chętna podzielić się ze światem... Tobą. Oczywiście nie w sensie dosłownym, ale zwyczajnie chciałam zrobić Ci reklamę:) No i naturalnie nie chodzi tu o Twoją "działalność gospodarczą", ale o Ciebie jako osobę:) Długo zastanawiałam się czy można to, co nas łączy, nazwać przyjaźnią, bo tyle razy w życiu używałam już tego słowa, że nie wiem czy się nie zdewaluowało. Pamiętasz, kiedyś jednak doszłyśmy komisyjnie do wniosku, że tak, to jest przyjaźń:) Moja mama (osoba o ufności życiowej podobnej do J. Kaczyńskiego wobec D. Tuska) jest bardzo konserwatywna w swoich poglądach i przestrzegała mnie przed tym słowem na "p" - jak by wypowiedzenie go do kogoś miało spowodować powrót Lorda Voldemorta, ale ja miałam za młodu o wiele więcej cech ojca (teraz się to nieco zmieniło) i uwielbiałam się zaprzyjaźniać. Pewnie to wynikało z tego, że jako jedynaczka chciałam mieć wokół siebie wiele osób. Kiedyś zrobiłam rachunek sumienia i zaczęłam się zastanawiać czy to, co łączyło mnie z tyloma osobami (część relacji przetrwała, a część nie), to były przyjaźnie, i doszłam do wniosku, że tak - zawsze na tamten moment tak. A u Ciebie jak było?
Ania:- Ja jednak jestem bardziej podobna do Twojej mamy W podstawówce i gimnazjum miałam wyłącznie koleżanki. Dopiero w LO poznałam Magdę (zwaną Dziubasem), z którą się zaprzyjaźniłam. Ta przyjaźń trwa do dziś, choć częstotliwość spotkań niestety nie jest taka, jak obie byśmy chciały. Jakoś tak chyba na przełomie liceum i studiów odświeżyłam kontakty z Eweliną, która kiedyś była tylko koleżanką, a dzisiaj zdecydowanie mogę nazwać ją przyjaciółką. Pamiętam jak komisyjnie uznałyśmy, że to "to na p" Myślę, że tak jest, bo jesteś mi bliska, nie jest mi obojętne, co się u Ciebie dzieje, często się kontaktujemy, choć widujemy - z racji odległości - znacznie rzadziej. Wydaje mi się jednak, że zważywszy właśnie chociażby na odległość czy na specyfikę (dość różną) pracy każdej z nas - i tak bardzo często się spotykamy. Zobacz - wymieniłam raptem trzy osoby i w zasadzie na tym koniec. Jest jeszcze Kamila, z którą chciałabym się zaprzyjaźnić i chyba jesteśmy na dobrej drodze Poza tym mam kilka bliższych koleżanek, ale przyjaźń to dla mnie duże słowo.
K:- Teraz jest inaczej. Już nie podchodzę do przyjaźni jak kiedyś. Myślę jednak, że na każdym etapie życia pojmujemy ją inaczej. Ona jest dla mnie jak związek. W przedszkolu mówisz, że masz chłopaka, choć jesteś z nim w takich samych relacjach jak z resztą grupy:) W szkole emocje i hormony zaczynają ci buzować i w jednej chwili kogoś kochasz, a za 5 minut nienawidzisz, a w życiu dorosłym? Wtedy najciężej jest się zaprzyjaźnić, bo raz, że masz bagaż doświadczeń, to dochodzą do tego względy ekonomiczne (zwłaszcza w tych czasach) i ciężko jest wejść w bliskie relacje z inną kastą. Ostatnim dzwonkiem myślę, że są studia, bo tam po raz ostatni spotykamy się i wszyscy zaczynamy znów od zera. A w pracy? Mój Andrzej mówi, że "w pracy nie ma przyjaciół, są tylko znajome mordy", ale ja nie do końca się z tym zgadzam, choć faktycznie pieniądze czy stanowisko utrudniają relacje.
Ty jesteś dla mnie równie ważna, bo znajduję w Tobie oparcie, mieszankę uczuć i - co najważniejsze dla mnie - jesteś prawdziwa.
A:- Dziękuję Ty też - nie udajesz i nie zakładasz maski, a dzisiaj to niestety rzadkość. Co do pracy, to różnie z tym bywa. W DZ pracowałam z wieloma wspaniałymi ludźmi, atmosfera była bardzo przyjazna, dobrze by mi tam było, gdyby nie telefon służbowy, w którym ciągle odzywał się głos kogoś, przez kogo ta praca wiele mnie kosztowała. Taka ze mnie wtedy była głupia gęś, dzisiaj jestem mądrzejsza o parę doświadczeń i nie dałabym sobą pomiatać. Było, minęło..., choć do dziś jakieś echa pozostały. W mojej kolejnej pracy nie spotkałam nikogo, z kim mogłabym się kolegować, pogadać, więc słowo "przyjaźń" przemilczę. Teraz jestem sama sobie szefową i chociaż sama wiesz, że różnie na tym wychodzę, odczuwam niesamowity komfort. Z drukarką czy komputerem się nie zaprzyjaźnię, ale przynajmniej nie muszę walczyć z wiatrakami, czyli z ludzką głupotą. To głównie ja stawiam warunki i niech tak pozostanie
K:- hehehe tak Warto tylko pamiętać o tym, że przyjaźń to normalny związek. A nawet pewnie trudniejszy, bo nie godzimy sie w łóżku Nie lubię też tłumaczenia, że jesteśmy sobie na tyle bliscy, że nie musimy sie często spotykać. Dla mnie to nieprawda. Może nie spotykać, ale przynajmniej dawać jakieś znaki, że się o sobie myśli. W normalnym związku takie rzeczy nie przechodzą. Pod tym względem jestem całkowiecie konserwatywna. My jestesmy tego najlepszym przykładem, że pomimo kilku setek kilometrów nie ma tygodnia czy nawet dnia, abyśmy nie miały kontaktu.
A jak jest u Was?
A jak jest u Was?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz