expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

piątek, 4 kwietnia 2014

zakupowa anoreksja

NIE MAM SIĘ W CO UBRAĆ! Tak kilka razy w miesiącu użala się przed szafą każda z nas. Jedne naprawdę mają trzy rzeczy na krzyż i niewystarczające środki na ciągłą zmianę garderoby, inne są zawalone szmatami. Oczywiście jest kilka, kilkanaście jak nie kilkadziesiąt typów kobiet: zakupoholiczek, kolekcjonerek i innych, ale nie jestem socjologiem więc nie będę się bawiła w wyodrębnianie.
Zastanawiam się tylko czy znam jakąś kobietę, która mogłaby powiedzieć, że nie ma problemu z wybraniem garderoby lub taką, której czegoś tam nie brakuje... hmmm... nie znam. 
Moja własna rodzicielka jest zdecydowanie kolekcjonerką i permanentnie nie ma co na siebie włożyć. Teraz, kiedy mają w domu remont i trzeba było przewertować swoje wszystkie szafy (tak, tak - wszystkie, nie jedną) okazało się, że znalazła tam wiele skarbów. Z radością dopatrzyła się rzeczy, w których była raz i zapomniała jak i również takie, którym dyndała metka. 
Po co nam tyle ciuchów? Przeczytałam ostatnio raport, z którego wynika, że nieco ponad połowa z nas nie nosi rzeczy, które kupiła dlatego, że nie spodobały się one partnerowi lub przyjaciółce. Na naszych wieszakach piętrzą się szmaty, za które pewnie moglibyśmy pojechać na wakacje, a przynajmniej na jakiś weekend.
Ponieważ w ostatnich latach mój rozmiar zwiększył się z ludzkiego na namiotowy muszę powiedzieć, że w tej materii mam jednak ograniczenia. Nie mogę sobie wejść do absolutnie każdego sklepu i kupić czegokolwiek, ale stwierdzam, że dzięki bogu, bo jestem genetycznie obciążona kolorystycznym i stylistycznym dopasowywaniem wszystkiego. Moim przekleństwem niestety stał się internet i zakupy online.
Sama zauważyła, że mam okresy, w których nie podoba mi się nic i długo niczego nie kupuję, ale niestety ostatnio jestem na etapie, że podoba mi się zbyt wiele.
Jakie rady? Oczywiście cudownie było by posiadać swojego Goka Wana, który co sezon skompletuje nam 24- elementową garderobę, w której wszystko pasuje do wszystkiego, ale niestety... 
-Po pierwsze warto więc poszukać sobie substytutu stylisty w postaci przyjaciółki, której gust sobie cenimy i konsultować z nią wiele rzeczy. Sama mam taką jedną, której podsyłam zdjęcia rzeczy, które mi się podobają. Oczywiście ona czasem krzyczy "nieee!!!", ale nie musimy się zgadzać w 100 %
- Po drugie zanim coś kupisz zastanów się czy będziesz miało to z czym zestawić. Piękna rzecz, która jest niekompatybilna z twoim stylem będzie zapewne wisiała w szafie jako trofeum
- Po trzecie: twoja szafa ma pewną wytrzymałość. Sądzę, że nie jest zrobiona z gumy i nie może dowolnie zmieniać swojej objętości dlatego zrób w niej co jakiś czas porządek i wyrzuć/sprzedaj/oddaj te, w których już nie chodzisz żeby zrobić miejsce nowym
     - rada Karoliny: rób porządki z kimś jeśli jesteś sentymentalna. Bezstronne oko oceni czy rzecz jeszcze do czegoś się nadaje, a jeśli  masz wielkim problem schowaj na jakiś czas rzecz i jeśli o niej zapomnisz dobierając każdego dnia ciuchy to znaczy, że nie jest tak niezbędna.
- Po czwarte: staram się kupować w miejscach, w których mogę zwrócić rzeczy i mierzę je od razu po powrocie do domu w lustrze, które mnie nie wyszczupla i nie wydłuża jak lustra sklepowe.
Nie będę się więcej wymądrzała, bo sama mam ostatnio problem z zakupami, ale jeśli przyda Wam się cokolwiek co tu nabazgrałam to bardzo się cieszę. 
A może Wy macie dla mnie jakieś rady?






Pozdrawiam 
Karolina