expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

sobota, 2 listopada 2013

samotność to taka straszna trwoga...



– Na pustyni jest się trochę samotnym.
– Równie samotnym jest się wśród ludzi…
Cześć!


Ostatnio trochę milczałam – wyjazd, chwilę później przeprowadzka, problemy z Internetem, cały czas poszukiwania własnego M (długo można by jeszcze wymieniać) – trochę się dzieje, oczywiście wszystko jednocześnie, ale tak już w życiu bywa…


Jedyne, co się unormowało, to Internet, więc chociaż tyle dobrze, że mogę spokojnie usiąść i napisać. Tym razem nie będzie długo, ale dość refleksyjnie, co jednak nie ma związku ze specyfiką świąt, które właśnie obchodzimy.


Nie bez powodu przytoczyłam na wstępie cytat z nieśmiertelnego „Małego Księcia”. Nie wiem, może tylko ja tak mam, ale ostatnio bardzo doskwiera mi samotność. Nawet nie to, że nie spotykam się z ludźmi, bo robię to dość często, ale chodzi mi o jakiś taki rodzaj wewnętrznej pustki. Jestem pod taką dziwną ścianą, spod której trudno zawrócić i równie ciężko przebić ją głową. „Sytuacja bez wyjścia” – tak to się zwykło mówić? Wiadomo, jakieś wyjścia są, jednak żadne nie jest dobre, a każde drastyczne. Nie jestem gotowa na wyjścia drastyczne. Wiem, czego chcę, ale mam świadomość, że z moimi pragnieniami jestem sama. Nie tak miało być…


Trochę to zakręcone, a ja nie chcę się bardziej uzewnętrzniać, więc zostawię ten post właśnie taki – niedopowiedziany. Na koniec powiem tylko tyle: smutna to sytuacja, gdy najbardziej samotnym jest się w swoim domu, choć nie mieszka się samemu…

Pozdrawiam,

Ania