expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

piątek, 29 marca 2013

b.f.f.

Karolina: Słyszałam jakiś czas temu w jednym z głupiutkich programów, że kobiety są "fałszywe genetycznie". Bierze się to z tego, że słodzą wielu osobom dookoła po to, żeby ich rodzina miała wielu popleczników i kół ratunkowych w przypadku jakiegoś zagrożenia. Wygląda więc na to, że człowiek z niewieloma osobami zadaje się dla przyjemności, za to cały tabun znajomości ma służyć korzyściom. Z Krystyną przyjaźnię się, bo ma fajny dom na Mazurach i możemy tam spędzać wakacje za free. Grzesio ma sklep z rzeczami dla dzieci i choć jest wkurzający, to fajnie się z nim kumplować, bo daje dzieciom zabawki, a ubranka mam u niego za półdarmo. Anitka jest dziwna i nieco infantylna, jednak ma videobloga i dobrze się z nią pokazać, bo dzięki temu mój ma szansę lepiej zaistnieć...


Ania: Być może właśnie z tego powodu otaczam się zaledwie garstką ludzi. Przenigdy nie przyszłoby mi do głowy, żeby kumplować się z kimś dla jakichś korzyści - czy to materialnych, czy innych. Sama mam niewielu przyjaciół, bo nie jestem taką partią, z którą warto się przyjaźnić. Z kasą przeciętnie, z "kontaktami" jeszcze gorzej, więc po co? Najgorsze jest to, że dla wielu osób to jest normalne, że obracają się w tym, a nie innym kręgu tylko i wyłącznie dla korzyści. Słodzą, kadzą, silą się na komplementy, a potem obrabiają tyłek... Uważają jednak, że dobrze jest się pochwalić znajomością z tym czy tamtym. Fałsz bije po oczach!


Karolina: No właśnie przypomnij mi, dlaczego ja się z Tobą przyjaźnię? :P

Najgorsze dla mnie jest zakładanie masek. Oczywiście nie twierdzę, że człowiek ma zawsze być taki sam, bo to normalne, ze inaczej będziemy gadac z kumplem, a inaczej z księdzem, ale to jest kwestia elastyczności, a nie fałszu. Nie mogę znieść, kiedy ludzie korzystają z Gombrowicza i zakładają te społeczne maski. Dla każdego towarzystwa są inni i tak okazuje się, że jakiś kretyn w innym gronie będzie uwielbiany... Facebook też idealnie pomaga kreować postaci, bo możesz sobie elegancko pogrupowac znajomych i filtrować wiadomości, jakie chcesz przekazywać. Poza tym Internet jest doskonałym źródłem researchu. Wynajdujesz zwierzynę, sprawdzasz, co lubi, gdzie chodzi, z kim się zadaje i potem booom - ruszasz do ataku i okazujesz się być idealnym przyjacielem. Makiawelizm?

Ania: Ja z Tobą, bo miałam darmowy nocleg na studiach, a Ty ze mną, bo najwyraźniej przewidziałaś, czym będę się zajmować i chciałaś mieć u mnie rabat :P  Przecież to takie oczywiste! Ludzie potrafią się doskonale dostosować do różnych sytuacji, a co więcej - głosić takie poglądy, jakie są im aktualnie najbardziej wygodne. Zauważ, że bycie "kimś innym" bardzo ułatwia też wyjazd do innego (większego) miasta. Nagle masz zupełnie czystą kartę i możesz pokazać się z takiej strony, z jakiej chcesz. Nikt nie musi wiedzieć, że jesteś magazynierem z Kopydłowa, bo teraz nagle stałeś się niezwykle ważną personą, z którą trzeba się liczyć. Właśnie takiego siebie pokazujesz na portalach społecznościowych, stajesz się idolem trzynastolatek... Musisz tylko uważać, żeby się w tym wszystkim nie pogubić, pamiętać, że Kasia zna inną "prawdę" niż Ola, a dla Krzyśka jesteś jeszcze kimś innym. Nie wiem czy to jest takie proste, ale skoro niektórym się udaje, to widocznie tak :)


wtorek, 26 marca 2013

liebster award

Cześć:)
Dostałyśmy nominację od nomissn do Liebster Award. Jest to konkurs dla blogów, które nie mają milionów wejść dziennie. Dziękujemy za docenienie tego, co sobie lubimy nabazgrać :)
Zasady są proste: dostajemy nominację, odpowiadamy na pytania, nominujemy 11 innych blogów (nie można tego, który nas nominował) i w swoim poście podajemy pytania, na które muszą odpowiedzieć nominowane przez nas osoby:)


Pytania od nomissn:
1. Jakie jest Twoje największe marzenie:
Karolina: Móc przewijać czas do najmilszych momentów swojego życia.
Ania: Spokój ducha. Chciałabym przynajmniej na kilka dni wyłączyć myślenie, rozkoszować się spokojem i o nic nie martwić.
2. Kawa czy herbata?
Karolina: Herbata, choć coraz częściej nie pogardzę dobrą kawą.
Ania: Herbata. Kawa tylko raz dziennie, najchętniej rozpuszczalna o smaku creme brule.
3. Jaką najbardziej szaloną rzecz zrobiłaś?
Karolina: Nie nastawiłam budzika :P
Ania: Chyba nie jestem szalona, bo trudno mi sobie coś przypomnieć... Napisałam magisterkę w 2 tygodnie ;)
4. Nie potrafię życ bez?
Karolina: Prądu.
Ania: Andrzeja i... laptopa
5. Wymień jedną cechę charakteru, którą najbardziej w sobie lubisz.
Karolina: Wrażliwość - lubię i nienawidzę zarazem.
Ania: Troskliwość.
6. Najgłupszy sen?
Karolina: Zbyt wiele ich było.
Ania: Nie pamiętam.
7. Co Cię denerwuje?
Karolina: Ignorancja
Ania: Traktowanie innych z góry i udawanie "wszechwiedzy".
8. Czy masz jakiś dziwny nawyk?
Karolina: Czasem jak usłyszę jakies słowo lub zdanie to wypisuję je palcem bezwiednie na różnych powierzchniach.
Ania: Mój mąż twierdzi, że upór, ale nie nazwałabym tego nawykiem.
9. Co Cię inspiruje?
Karolina: Pozytywna energia 
Ania: To, że ktoś docenia to, co robię.
10. Twój ulubiony kolor?
Karolina: szary
Ania: indygo.
11. Jaki kraj chciałabys odwiedzić?
Karolina: Wszystkie, jakie by się dało
Ania: jak wyżej :)

Nasze pytania:
1. William czy Harry?
2. Warzywa z grilla czy kiełbasa z ogniska?
3. Dr House czy Chirurdzy?
4. 40-stopniowy upał czy 20-stopniowy mróz?
5. Tetris czy Super Mario Bros?
6. Woodstock czy Mayday?
7. T-shirt czy koszula?
8. Chodzenie po górach czy leżenie na plaży?
9. 5-cio gwiazdkowy hotel czy agroturystyka?
10. Pies czy kot?
11. Centrum handlowe czy zakupy online?

Blogi nominowane przez nas to:
HappyHolic
Marta H.
Tylko Sekretarka
Marionetka
Sweet candy
Myślę i czuję
Lekko subiektywna
Damski punkt widzenia
Lorka
Potworek
Ivka

poniedziałek, 25 marca 2013

Dwutysięczny trzynasty...



Być może w jakimś stopniu wynika to z mojego przewrażliwienia, ale muszę przyznać, że moje uszy są bardzo czułe na błędy językowe. Nie potrafię zrozumieć, a tym bardziej zaakceptować, że niektórzy włanczają telewizor, a uprzednio muszą wziąść do ręki pilota… Nie wiem też, dlaczego aktualnie mamy rok dwutysięczny trzynasty, skoro 15 lat temu nie był tysiączny dziewięćsetny dziewięćdziesiąty ósmy, tylko po prostu: tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiąty ósmy… Niektórzy klienci kupują 20 deko szynki… Włos mi się jednak jeży na klacie, gdy słyszę, że jakiś pan mówi „przyszłem”!!!



  



Z pisownią jest jeszcze gorzej… Na prawdę, napewno, z resztą, poprostu, z pod, spowrotem, wreście, tymbardziej (bo: Tymbark!) – to tylko niewielki wycinek tego, co widzę na co dzień (właśnie: nacodzień). Tacy z nas poligloci, tyle się mówi, że dzisiaj trzeba znać przynajmniej dwa języki obce, tymczasem coraz mniejszą wagę przywiązuje się do poprawności języka ojczystego. 




Trudno jednak o to, by kolejne pokolenia posługiwały się piękną polszczyzną, skoro w mediach panuje kult bylejakości. Dziennikarze radiowi i telewizyjni (rzecz jasna nie wszyscy, ale z przykrością stwierdzam, że coraz więcej) popełniają masę błędów. Najczęściej wynika to z niewiedzy, wydaje mi się jednak, że jest to taki zawód, gdzie popełnianie błędów (i nie mam tutaj na myśli przejęzyczeń, bo one oczywiście nie są niczym nienormalnym) nie może mieć miejsca. W prasie wcale nie jest lepiej. Interpunkcja po prostu „leży i kwiczy”, a pozostałe błędy wolę przemilczeć

.
Osobny temat to odmiana nazwisk. Większość naszego społeczeństwa sądzi, że „Ziobro” w żadnym wypadku się nie odmienia. Znam też takich, którzy są przekonani, że nazwiska w ogóle nie podlegają odmianie.

Cóż…, jest źle, a będzie tylko gorzej – taki optymistyczny akcent na koniec moich „wywodów”.

Pozdrawiam,
Ania

wtorek, 19 marca 2013

nie mów do mnie misiu, mów do mnie tygrysie

Bardzo dawno nas nie było, ale niestety i herosi czasem mają małe niedyspozycje :) Jako, że mieszkamy dość daleko od siebie, to musimy się w jakiś sposób zbliżać i tym razem postanowiłyśmy wspólnie zachorować. Co prawda nie umówiłyśmy się jak i Anka poległa na anginę, a ja cholera wie na co. Ona okazała się być słabeuszem, który idzie na łatwiznę i pobiegła po antybiotyk, a ja trzymam się dzielnie 1,5 tygodnia na bezreceptowych wspomagaczach. Mój głos dziwnie przy tym mutuje, więc za każdym razem jak odbieram telefon, ludzie upewniają się kilka razy czy wybrali dobry numer.



Jakiś czas temu byliśmy u moej rodziny. Wpadli też znajomi i po chwili przysłuchiwania się odkryłam, że wszyscy równo - poza nami - mówią do siebie per "Misiu". Co dziwne, każdy Miś wiedział dokładnie, że chodzi o niego, kiedy padało to słowo. Potem zastanowiłam się chwilę i odkryłam, że w rodzinie mojego Andrzeja wszyscy mówią do siebie "Dziubku", a wśród znajomych ewolucja posunęła sie nawet do 
"Dziubi"! 
My też kiedyś dziubkowaliśmy do siebie i zaczęłam zastanawiać się czy pieszczotliwe przezwiska nie są przy okazji regionalizmami? Skoro w świętokrzyskim są same Misie, a w Małopolsce Dziubki, to może inne województwa też słyną z Robaczków, Ptysi, Piesków i Kotków?
Swoją drogą nieźle mogłaby wyglądać mapa podzielona na takie właśnie strefy:)
A Wy skąd jesteście i jaka jest Wasza pieszczotliwa narodowość? :)

Pozdrawiam
Karolina



poniedziałek, 11 marca 2013

Motylek ci wszystko da...



Cześć!

W Dzień Kobiet wybrałyśmy się z Eweliną do kina na… „Dzień Kobiet” w reżyserii Marii Sadowskiej. Jak już pewnie większość z Was wie, opowiada on historię byłej pracownicy jednej z sieci dyskontów, która postanowiła walczyć o swoje prawa. Zaczęło się niewinnie – Halina, pracownica Motylka (zarówno nazwa, jak i logo nie pozostawiają wątpliwości, o jaki sklep w rzeczywistości chodzi) dostaje awans i zostaje kierowniczką sklepu. Kupuje mieszkanie na kredyt, dzięki czemu w końcu ona i córka mają osobne pokoje. Zapowiada się dobrze, jednak  ta z pozoru dobra wiadomość ma później cały szereg konsekwencji. Halina jest tylko małym trybikiem w ogromnej maszynie – musi spełniać żądania szefa, on z kolei ma swoich szefów… 

Produktywność – oto „najważniejsze słowo na p”. Halina słyszy również: „nie jesteś już jedną z nich”. Dlatego musi zwalniać, fałszować dokumenty, działać pod dyktando. Zgon w sklepie? Zwłoki przykrywamy i pracujemy dalej, bo przecież sklepu nie można zamknąć. Przełomowym momentem jest inwentaryzacja, podczas której dochodzi do poronienia. W efekcie Halina traci pracę. Właśnie wtedy wypowiada wojnę korporacji. Początkowo jest jednak sama, bo wszystkie dawne znajome (pracownice Motylka) odwracają się od niej. Walka jest bardzo trudna, momentami wydaje się nawet, że skazana na porażkę. Gdy Halina rezygnuje, nie ma już siły walczyć, dziewczyny postanawiają jej pomóc. W efekcie mamy happy end – kobieta wygrywa proces.

W skali od 1 do 10 oceniłabym ten film na mocne 7. Myślę, że warto zobaczyć. Ma oczywiście kilka niedociągnięć, jednak wydaje mi się, że w dużym stopniu pokazuje prawdziwe życie. Pracownice sklepu nie są pięknie umalowane i wiecznie uśmiechnięte, każdy tam boryka się z jakimś problemem, nie ma cukierkowych postaci. Najbardziej podobały mi się trzy role: Katarzyny Kwiatkowskiej (Halina Radwan), Eryka Lubosa (Eryk Gąsiorowski, szef Haliny) oraz Julii Czuraj (Misia, córka Haliny).

Czy ktoś z Was był lub wybiera się na ten film? Podzielcie się opinią!

Pozdrawiam,
Ania

czwartek, 7 marca 2013

bedroom

Royal, lux, cottage, modern, a może całkowita asceza? Jak dla mnie musi byc przede wszytskim przytulnie, a dla Was?


Pozdrawiam
Karolina