expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

środa, 4 czerwca 2014

Dom



Każdy z nas ma dwa domy – jeden konkretny, umiejscowiony w czasie i w przestrzeni: drugi – nieskończony, bez adresu, bez szans na uwiecznienie w architektonicznych planach
/Olga Tokarczuk/

Mówi się, że dom to nie budynek, ale relacje czy atmosfera, którą tworzą ludzie w nim mieszkający. Jak już wiecie, mam za sobą przeprowadzkę, nawet niejedną, więc jestem zaprawiona w bojach.



24 lata swojego życia spędziłam w maleńkiej wsi, mój dom znajdował się pod lasem, a do najbliższych sąsiadów miałam jakieś 250 metrów. Jedni pewnie powiedzieliby: „bajka”. Inni: „tragedia”! ;) Jak dla mnie – nic nadzwyczajnego. Trzeba po prostu przyzwyczaić się do tego, że nigdzie nie jest blisko, a wizyta gdziekolwiek (sklep, przychodnia, poczta, stacja benzynowa…) to spora wyprawa. Zasadniczy plus jest taki, że masz błogą ciszę i spokój. Plus numer dwa: najwcześniej jak się da robisz prawo jazdy ;) Minusy? Przede wszystkim spore koszty, bo żeby dojechać do pracy w mieście, trzeba wydać miesięcznie minimum 500 zł. Minusem – zwłaszcza z perspektywy dziecka – może być też konieczność przedzierania się przez zaspy zimą w drodze do szkoły. Tak czy siak do wszystkiego można się przyzwyczaić i wszystko zorganizować w taki sposób, by wycisnąć z faktu mieszkania na wsi więcej plusów niż minusów.

Niespełna cztery lata temu przeprowadziłam się do nieco większej wsi, zwanej miasteczkiem. Różnica była taka, że dookoła sąsiedzi, no ale do tego akurat mogłabym się przyzwyczaić, gdyby nie sąsiedztwo moich teściów… Mniejsza z tym – wróćmy do pozostałych różnic. Odległość do miasta o połowę mniejsza, o sklepach czy innych punktach usługowych nawet nie wspomnę. Mentalność jednak raczej wiejska. Jak mi się tam mieszkało? Hmm…, gdyby pominąć ten jeden (niestety bardzo istotny) aspekt, byłoby nieźle.
W październiku ubiegłego roku wylądowałam w innym miasteczku. Nie zdążyłam tam nikogo poznać, bo mieszkaliśmy zaledwie trzy miesiące, które spędziliśmy głównie na poszukiwaniach mieszkania. Poza tym, co tu kryć – nie jestem szczególnie towarzyska.

W styczniu zacumowaliśmy w Częstochowie. Zmiana o tyle zasadnicza, że po pierwsze w końcu coś swojego, a po drugie dziesiąte piętro w wieżowcu.

Kilkoro znajomych pytało mnie ostatnio czy przyzwyczaiłam się już do mieszkania w mieście. Złapałam się na tym, że nie bardzo wiem, co powiedzieć. Ostatnio tyle się dzieje, że właściwie non stop pracuję. Nie miałam czasu ani chyba potrzeby, żeby się nad tym zastanowić. Tak, przyzwyczaiłam się od razu. Co być może zaskakujące, nie sprawia mi to zupełnie żadnej różnicy. Jesteśmy zatem w punkcie wyjścia – dom to ludzie, dlatego ważne jest dla mnie to, z kim mieszkam, a nie gdzie. Zdanie zapewne zmieniłabym z perspektywy szałasu, tudzież namiotu, jednak domek na wsi i mieszkanie w wieżowcu to równie dobre rozwiązania.

Przy okazji chciałabym zahaczyć jeszcze o jedną kwestię – mianowicie nazywanie jakiegoś miejsca domem. Dla mnie „dom” zawsze był tam, gdzie moi rodzice, rodzeństwo i dziadkowie. Kiedy się stamtąd wyprowadziłam, długo czułam taką mentalną bezdomność. Jadąc do swojego długoletniego domu jakoś niestosownie było mówić o nim w ten sposób. Miejsce, w którym zamieszkałam, nigdy nie stało się dla mnie prawdziwym domem, wynajmowany przez 3 miesiące dom również. Dopiero teraz, kiedy mieszkamy na swoim, znowu mam dom, do którego chętnie wracam.

Pozdrawiam
Ania

4 komentarze:

  1. Dla mnie dom to miejsce, w którym teraz mieszkam z moim narzeczonym:).
    Teraz mieszkam w Warszawie i mam wszędzie blisko, ale przez całe życie mieszkałam pod Piasecznem i bardzo dobrze Cię rozumiem. Wszędzie daleko, a wyprawa do pracy rozpoczynała się przed piątą rano (kiedy miałam na ósmą!).

    Zapraszam Cię ko konkursu na moim blogu: http://spinkiiszpilki.blogspot.com/2014/06/konkurs-z-dove.html

    OdpowiedzUsuń
  2. Od pięciu lat mieszkam w Krakowie i w tym czasie zawsze mówiłam, że po pracy wracam do mieszkania. Do "domu" jeździłam tylko wtedy, kiedy wybierałam się do rodziców. Wkrótce przeprowadzę się do własnego M i mam nadzieję, że mimo skromnego metrażu, będę mogła nie tylko powiedzieć, ale i poczuć się jak w DOMU :)
    ~~Karola

    OdpowiedzUsuń
  3. hehehe "wieś zwana miasteczkiem " - zajebiste

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak dokładnie było :) Wieś jak każda, ale kilka bloków postawili, z 50 lat temu nadali prawa miejskie i teraz wszyscy "miastowi" ;)

      Usuń