expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

poniedziałek, 28 lipca 2014

Kijkowanie

Nordic walking odkryłam już dawno - jakieś 4 lata temu. Nie oznacza to jednak, że jestem jakimś zapaleńcem. Nic bardziej mylnego - moje życie w ogromnej części toczy się wokół krzesła i biurka z laptopem. Jeśli ćwiczenia, to zdecydowanie wolę ograniczyć się do dłoni i nadgarstków (a tym, którzy mają dziwne skojarzenia, wyjaśnię, że nie jestem transwestytą). Tak - stukanie na klawiaturze to zdecydowanie sport dla mnie :). A słyszeliście o zespole niespokojnych nóg? Ja mam coś w tym stylu, ale nazywam to zespołem niespokojnych dłoni - kiedy jadę samochodem i zdarzy mi się zatrzymać na czerwonym świetle, odruchowo wystukuję na kierownicy rytm piosenki, która akurat leci w radiu.



Dobra... Ten post pierwotnie miał chyba być o nordic walkingu, a nie o moich dziwactwach! :D



O zaletach pisać Wam nie będę, bo nie zamierzam bawić się w eksperta, którym nie jestem. Powiem natomiast, że w tym roku udaje mi się częściej niż kiedyś (ale nie oszukujmy się - wciąż zdecydowanie zbyt rzadko) wychodzić "na kijki". Tak się złożyło, że moja mieszkająca niedaleko Koleżanka też ma kijki, więc umówiłyśmy się na wspólne wypady. Nie powiem, plany na początku były naprawdę ambitne, ale specyfika zarówno mojej, jak i Jej pracy, a także przemęczenie, brak czasu i chęci (tak - bardziej z mojej strony) sprawiły, że udaje nam się pochodzić tylko od czasu do czasu. Nie zmienia to jednak faktu, że kijki są naprawdę fajne. Nie męczy się tak jak podczas biegania, a jednak o wiele bardziej niż w czasie spaceru. Jak dla mnie - optymalnie. Nie chodzimy z prędkością dźwięku, ale gdy już uda nam się wybrać, przemierzamy ok. 6-7 km. Łatwiej też dzięki temu się spotkać, bo gdy jest wspólny cel, to i nieco łatwiej znaleźć czas. Mam nadzieję, że wystarczy mi chęci, by wrócić do tego, co było na początku i wychodzić przynajmniej 2 razy w tygodniu.




Pozdrawiam,
Ania

2 komentarze:

  1. To naprawdę bardzo fajny sport, ale potrzeba przy nim (jak przy wszystkim) wytrwałości.

    OdpowiedzUsuń
  2. też się za wzięłam, ale zamiast chodzić z kimś i dyszeć gadając nadrabiam zaległości w nauce języka albo odsłuchuję audiobooki. Nawet nie czuję wtedy jak mija czas. Poza tym najlepiej jest robić to rano. Poświęcić się, wstać wcześniej i nie zastanawiać się czy nam się chce- bo nigdy nie będzie się chciało. Po jakiejkolwiek formie ruchu dzień jest zdecydowanie lepszy.
    Karolina

    OdpowiedzUsuń