Karolina: Kiedy byłam mała, uwielbiałam baśnie. Poza tym, co czytali
mi rodzice, pasjami oglądałam bajki Disneya. Moja ulubiona była historia
Kopciuszka. Strasznie jarało mnie to, że biedna dziewczynka może zmienić się w
księżniczkę. Oznaczało to, że każdy w życiu ma równe szanse przy – niekoniecznie
– równym starcie. Z czasem tylko zaczęłam się zastanawiać, dlaczego ona nie
miała normalnego imienia, a jej matka chrzestna, która była wróżką, nie zabrała
jej od złej macochy, tylko zjawiła się ze swoją różdżką, żeby poprawić jej
outfit... Dziś telewizja zasypuje nas kopciuszkami, a wróżki są na każdym
kroku, tylko zamiast różdżek mają w ręku karty kredytowe, a my potocznie
nazywamy ich stylistami. I teraz – jako duże dziewczynki – uwielbiamy siadać
przed telewizorem i oglądać „Diabeł ubiera się u Prady” śledząc metamorfozę
bohaterki.
Kto by pomyślał, że bracia Grimm i
Charles Parrault będą potrafili tak doskonale przewidzieć telewizyjną
przyszłość i ukształtują rodzaj żeński od małych kobiet po te
dorosłe. Troszkę tylko współczesnym umyka pointa i zapominają, że spotkało
ją to dlatego, że była dobra, a nie dlatego, że miała na sobie szpilki od
Louboutina.
Ania: Mała Ania
miała bardzo dociekliwy móżdżek – do dzisiaj pamiętam, że moim głównym
zmartwieniem podczas oglądania Smerfów było to, skąd wzięły się Smerfiaczki,
skoro Smerfetka to jedyny dziewczyński okaz w ich wiosce, a jakoś nigdy nie
była w ciąży i nie rodziła Jak na 5-latkę, całkiem niezła
rozkmina... Uwielbiałam też baśnie Andersena, a potem „Anię z Zielonego Wzgórza”.
Jak to wygląda dzisiaj? Życie z bajką nie ma nic wspólnego, z czym dawno się
pogodziłam. Nadal jednak bardzo lubię czytać książki, choć raczej nie o „cukierkowej”
fabule. Wolę, gdy mnożą się komplikacje, a powieść bliska jest prawdziwemu
życiu. Nie czekam na magiczną różdżkę czy złotą rybkę, która odmieni moje
życie...
Karolina:
A
ja jestem zdecydowanie po stronie marzących. Może to trochę obciach, ale uwielbiam komedie
romantyczne – nawet te najgłupsze. Uwielbiałam bajki dla dzieci, a teraz bardzo
lubię te dla dorosłych. Myślę, że gdzieś tam w środku jestem Piotrusiem
Panem w spódnicy i pewnie moje marzenia o pięknym życiu są efektem
przedawkowania Disneya,
ale kim byłby człowiek bez marzeń? Nie masz swojej Nibylandii, w której wszystko jest takie, jak
sobie wymarzysz?
Ania: Czasem lubię układać sobie jakieś scenariusze i zastanawiać się, co by było, gdyby...
Dotyczy to jednak określonych sytuacji, dążeń, więc nie mogę powiedzieć, że jest to jakaś Nibylandia. Znam jednak
kilkoro
"bajkopisarzy" - tak nazywam ludzi, którzy opowiadają historie „nie z tej ziemi”, w
których są superbohaterami. Jest to
jakiś sposób na życia
Karolina: Hmmm... nigdy nie
odlecisz, bo masz stopy zanurzone w betonie. Więcej romantyzmu:) W niedzielę zaatakuję Cię dawką kobiecej kinematografii,
może pomoże
A ja jednocześnie i po stronie twardo stąpających po ziemi, i po stronie marzących, zależnie od dnia i nastroju. Fajnie jest marzyć i fajnie jest twardo stąpać po ziemi, najlepiej wszystkiego po trochu :)
OdpowiedzUsuńdobre podejście
Usuńa ile razy jest lepiej niż w jak najlepszej bacje? :) zdarza się i tak! :) pozdrawiam
OdpowiedzUsuń