expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

wtorek, 29 lipca 2014

ranking wyciskaczy łez

W drugiej części moich filmowych rankingów postawiłam na tzw. WYCISKACZE ŁEZ.
Dość trudno jest mi wypisać tu wszystko, co powoduje, że ryczę, bo jest bardzo wiele takich rzeczy. Zdarza mi się to nawet w trakcie reklam. Ronię łzę na romansach, ale bardziej wzruszają mnie inne rodzaje uczuć niż standardowe młodzieńca do dziewczęcia. 
Przedstawiam Wam filmy, na których płaczę absolutnie zawsze i nikt nie jest w stanie wytłumaczyć mi, że "to tylko film". Kolejność jest przypadkowa.

- Stalowe magnolie


- Odrobina nieba



- P.S. Kocham Cię



- Zielona mila





- Róża



- Gran Torino


- Bez mojej zgody



- Niech będzie teraz



- Chłopiec w pasiastej pidżamie



- Za wszelką cenę





- Edward Nożycoręki



- Mój przyjaciel Hachiko


- Nietykalni




- Służące



- Ciekawy przypadek Benjamina Buttona



- Życie jest piękne





- Filadelfia



-Waleczne serce



- Człowiek słoń






- Leon Zawodowiec



- Titanic



- Lista Schindlera



 - Słodki listopad


- Miasto aniołów



- Cinema Paradiso





A co z was wyciska łzy?

Pozdrawiam
Karolina

poniedziałek, 28 lipca 2014

Kijkowanie

Nordic walking odkryłam już dawno - jakieś 4 lata temu. Nie oznacza to jednak, że jestem jakimś zapaleńcem. Nic bardziej mylnego - moje życie w ogromnej części toczy się wokół krzesła i biurka z laptopem. Jeśli ćwiczenia, to zdecydowanie wolę ograniczyć się do dłoni i nadgarstków (a tym, którzy mają dziwne skojarzenia, wyjaśnię, że nie jestem transwestytą). Tak - stukanie na klawiaturze to zdecydowanie sport dla mnie :). A słyszeliście o zespole niespokojnych nóg? Ja mam coś w tym stylu, ale nazywam to zespołem niespokojnych dłoni - kiedy jadę samochodem i zdarzy mi się zatrzymać na czerwonym świetle, odruchowo wystukuję na kierownicy rytm piosenki, która akurat leci w radiu.



Dobra... Ten post pierwotnie miał chyba być o nordic walkingu, a nie o moich dziwactwach! :D



O zaletach pisać Wam nie będę, bo nie zamierzam bawić się w eksperta, którym nie jestem. Powiem natomiast, że w tym roku udaje mi się częściej niż kiedyś (ale nie oszukujmy się - wciąż zdecydowanie zbyt rzadko) wychodzić "na kijki". Tak się złożyło, że moja mieszkająca niedaleko Koleżanka też ma kijki, więc umówiłyśmy się na wspólne wypady. Nie powiem, plany na początku były naprawdę ambitne, ale specyfika zarówno mojej, jak i Jej pracy, a także przemęczenie, brak czasu i chęci (tak - bardziej z mojej strony) sprawiły, że udaje nam się pochodzić tylko od czasu do czasu. Nie zmienia to jednak faktu, że kijki są naprawdę fajne. Nie męczy się tak jak podczas biegania, a jednak o wiele bardziej niż w czasie spaceru. Jak dla mnie - optymalnie. Nie chodzimy z prędkością dźwięku, ale gdy już uda nam się wybrać, przemierzamy ok. 6-7 km. Łatwiej też dzięki temu się spotkać, bo gdy jest wspólny cel, to i nieco łatwiej znaleźć czas. Mam nadzieję, że wystarczy mi chęci, by wrócić do tego, co było na początku i wychodzić przynajmniej 2 razy w tygodniu.




Pozdrawiam,
Ania

środa, 23 lipca 2014

moje ratatouille

Atencjone, atencjone!
Mam kolejny przepis, który zmutowałam sobie na własne potrzeby. Kupiłam kiedyś w Lidlu (nie, to nie jest post sponsorowany) bakłażany i nie wiedziałam co z nich zrobić. Do tej pory znałam je głównie z musaki, którą zajadałam się w Grecji (oczywiście z baraniną, czyli MIĘSEM!)
Miałam jeszcze kilka innych składników, bo rodzice też przejęli się moją dietą...

Na same warzywa jestem jeszcze za cienka więc wymyśliłam sobie swoją wersję francuskiego ratatouille.

Składniki:
- bakłażan
- papryka biała i czerwona
-pomidory malinowe
-cebula
-czosnek
- cukinia
-ser kozi
-ser żółty
-makaron pełnoziarnisty
- pomidory z puszki
-czosnek
- pieprz biały
- zioła prowansalskie
- bazylia
-sól
- pieprz cytrynowy
- cukier



Pokrojone w plastry bakłażany polałam oliwą i posypałam ziołami prowansalskimi. Następnie zgrillowałam je na patelni (grillowej). Pozostałe składniki pokroiłam w plastry, a makaron ugotowałam al dente.


Następnie sporządziłam sos z pomidorów z puszki, odrobiny koncentratu, czosnku, białego pieprzu, pieprzu cytrynowego (jest dobry nie tylko do ryby) i odrobiny cukru żeby przełamać smak.



Warstwy zaczęłam układać następująco:
-makaron
-cukinia
-pomidory
-cebula
-bazylia
-ser kozi
-makaron
-papryka
-bakłażany
-żółty ser



Polałam to wszystko sosem i zapiekłam w piekarniku, bo niby gdzie miałam zapiec :)
Smak jest bardzo fajny, a zapiekanka cholernie sycąca.

Ponadto chciałam się pochwalić, bo od kilku dni wstaję wcześniej, chodzę z kijkami i w międzyczasie nadrabiam lektury w postaci audiobooków i... spadłam z wagi już 3,5 kilogram.
Oczywiście chciałabym znacznie więcej, ale powolutku, pomalutku...

Smacznego
Karolina

wtorek, 22 lipca 2014

faszerowane papryki

Jest lato, są wakacje i wszyscy mają sezon ogórkowy. My prawie wcale nie piszemy, Wy prawie nie czytacie :) 
W głowie szykuję sobie ważne dla mnie posty, ale jeszcze na nie trochę czasu.

Jakieś trzy tygodnie temu byłam u lekarza. Zrobiłam sobie badania przed wizytą u endokrynologa, a ponieważ w pracy mam wykupione dodatkowe ubezpieczenie zdrowotne i nie muszę wysiadywać w "państwowych" klinikach, postanowiłam zrobić sobie kilka dodatkowych badań. A co! Wykorzystam tę kartę. Skonsultowałam się z moją mamą (zawód- biały kitel) i przedyktowała mi co powinnam zakreślić. Poszłam do jakiejś tam doktórki, internistki i bezczelnie położyłam jej kartkę z tym, na co powinna wypisać mi skierowania. Wypisała potulnie, bo przecież w prywatnej klinice lekarz staje się całkiem innym człowiekiem. Zrobiłam.
Na moje nieszczęście się mi zachorowało i musiałam jechać po antybiotyki i zwolnienia. Trafiłam na doktora, który tak się mną przejął, że czułam się zmobbingowana. Nigdy jeszcze nie trafiłam na kogoś, kto tak się mną zajmował i po dwóch dniach zadzwonił żeby zapytać jak się czuję.
Dobra, przechodzę do meritum. Okazało się, że do mojego chorobowego arsenału dołączyła dna moczanowa. Nie chce mi się o niej pisać, bo można jednym kliknięciem sprawdzić co to, ale dla mnie to wyrok! Życie bez... MIĘSKA! Zapomnij Karolinko o kotlecikach, zapiekankach mięsnych, nadziewanych roladkach, gulaszach, pasztetach i innych pięknych medium rare. Od tej pory raz w tygodniu mogę pozwolić sobie na rzucanie się na krwiste.

Musiałam przewartościować swoją kuchnię i teraz rzucam się zaledwie na warzywka i chudy nabiał. Na razie daję radę i na szczęście przydarzyło mi się to w porze obfitej w pyszności. Nie zmienia to faktu, że muszę kombinować i jest to dla mnie nowa sytuacja. bo mięsko było podstawą. Będę się więc w miarę możliwości dzieliła pomysłami własnymi i zerżniętymi z neta. 

Na początek faszerowane papryki. Oczywiście można to zrobić wszystkim, ale ja wymyśliłam taki oto farsz:

- ryż pełnoziarnisty (Uncle Ben's- uwielbiam go)
- suszone pomidory
- świeży pomidor
- cebula 
- oliwki czarne i/ lub zielone
- kapary
- ser feta

Ryż ugotowałam, a pozostałe składniki pokroiłam. Dodałam oregano, bazylię, sól, biały pieprz i słodką paprykę w proszku. Wszystko to "skleiłam" dolewając oliwę spod suszonych pomidorów i całość upchnęłam w papryce. Pierwszego dnia zapiekłam same, ale następnego polałam je sosem beszamelowym i zapiekłam razem.

Może Wam się do czegoś przyda. Ja uczę się gotować jarsko więc trzymajcie kciuki i enjoj.

Pozdrawiam 
Karolina