expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

poniedziałek, 27 maja 2013

kocham cię jak irlandię

Karolina: Cześć!
Trzy lata temu postanowiliśmy w szóstkę wybrać się na małą wycieczkę. Ponieważ nasza czwórka mieszka w Krakowie, a pozostała dwójka pod Częstochową, postanowiliśmy spotkać się w połowie drogi. Żadne z nas nie jest zagorzałym wędrowcem, więc dość ciężko spotkać nas z nowocześniejszą wersją plecaka ze stelażem, do którego mamy wepchnięty namiot, śpiwór i karimatę, ale wszyscy zgodnie lubimy "coś zobaczyć". 
Tym razem padło na... Irlandię, ale nie tę prawdziwą, na wyspie, ale naszą, polską. Uwierzcie mi, że naprawdę nie trzeba lecieć tylu kilometrów, by zobaczyć coś równie zachwycającego.
Jesli nie wiecie, o czym mówię, to już wyjaśniam. Chodzi mi o Szlak Orlich Gniazd (szlak turystyczny zaczynający się w Krakowie, a kończący w Częstochowie). Niestety w ciągu jednego weekendu nie udało nam się ogarnąć wszystkich zamków i warowni, ale udało się odwiedzić Bobolice i Mirów.

Ania: To był naprawdę fajny wypad, który koniecznie trzeba powtórzyć! W połowie drogi na pewno znajdzie się jeszcze przynajmniej kilka miejsc wartych odwiedzenia. Mieszkaliśmy w takim drewnianym domku, okolica bardzo spokojna, wokół lasy. Szkoda tylko, że był to listopad i nie można było zrobić jakiegoś grilla czy ogniska, bo i ku temu warunki były idealne. Trochę pozwiedzaliśmy, pospacerowaliśmy, spędziliśmy miło czas. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś w tym gronie gdzieś wyskoczymy! 




poniedziałek, 20 maja 2013

Razem lepiej, w kupie raźniej :)




Cześć!

Za kierownicą nie spędzam już wprawdzie tyle czasu, co kilka lat temu, gdy 1000 km tygodniowo nie było żadnym wyczynem. Swoją drogą… ciekawa jestem czy moje koleżanki pamiętają trasę Huta – Krowodrza przez Tyniec, którą przemierzyłyśmy moją niezapomnianą niebieską strzałą :D 

Nie odbiegajmy jednak od tematu! Wiem, że nie jest to odkrycie roku, ale niedawno po raz pierwszy korzystałam z grupowych przejazdów samochodem. Ja oczywiście za kierownicą, bo na tym miejscu w samochodzie czuję się najlepiej. Z Częstochowy do Krakowa jechałam z jedną przemiłą pasażerką, a z powrotem z dwoma pasażerami. Byli to ludzie, których wcześniej nie znałam, ale jakoś specjalnie nie obawiałam się tej podróży. Upłynęła nam bardzo miło i szybciej niż zwykle. Można było pogadać, a między Krakowem a Olkuszem nie chciało mi się spać, choć na tym odcinku zawsze mam z tym ogromny problem. Jest jeszcze jedna istotna zaleta – koszty paliwa dzieli się między kilka osób, dzięki czemu dość znacznie maleją. Wad raczej nie dostrzegam ;)

Na pewno jeszcze kiedyś skorzystam z tej opcji – być może również jako pasażerka. Ciekawa jestem czy ktoś w Was ma jakieś doświadczenia w tego typu przejazdach. Jeśli tak, podzielcie się nimi z nami!





Pozdrawiam,
Ania

wtorek, 14 maja 2013

grecja


Witajcie.
Kontynuując "przechwałki" o swoich podróżach, chciałabym dziś sfokusować Waszą uwagę na Grecji. Ja jestem nią niezwykle oczarowana. Zachwyciła mnie swoją urodą, kulturą, jedzeniem i panującym tam klimatem. Kiedy stanęłam pośród klasztorów zbudowanych na skałach, poczułam jak bardzo jestem malutka i jak niewielką część tego świata stanowię (pokora!).
Poniższe zdjęcia przedstawiają: Meteory, Skiathos, Kos, Riwierę olimpijską i inne. Stanowi to tylko ułamek tego, co można tam zobaczyć.
Mam nadzieję, że ci, którzy tam nie byli, zapragną tam pojechać, a ci, którzy tam gościli, będą mieli wielką ochotę tam wrócić.
Jestem wśród tych drugich.
Polecam Gorąco!

Pozdrawiam,
Karolina

wtorek, 7 maja 2013

Fairy Tale





Karolina: Kiedy byłam mała, uwielbiałam baśnie. Poza tym, co czytali mi rodzice, pasjami oglądałam bajki Disneya. Moja ulubiona była historia Kopciuszka. Strasznie jarało mnie to, że biedna dziewczynka może zmienić się w księżniczkę. Oznaczało to, że każdy w życiu ma równe szanse przy – niekoniecznie – równym starcie. Z czasem tylko zaczęłam się zastanawiać, dlaczego ona nie miała normalnego imienia, a jej matka chrzestna, która była wróżką, nie zabrała jej od złej macochy, tylko zjawiła się ze swoją różdżką, żeby poprawić jej outfit... Dziś telewizja zasypuje nas kopciuszkami, a wróżki są na każdym kroku, tylko zamiast różdżek mają w ręku karty kredytowe, a my potocznie nazywamy ich stylistami. I teraz – jako duże dziewczynki – uwielbiamy siadać przed telewizorem i oglądać „Diabeł ubiera się u Prady” śledząc metamorfozę bohaterki.
Kto by pomyślał, że bracia Grimm i Charles Parrault będą potrafili tak doskonale przewidzieć telewizyjną przyszłość i ukształtują rodzaj żeński od małych kobiet po te dorosłe. Troszkę tylko współczesnym umyka pointa i zapominają, że spotkało ją to dlatego, że była dobra, a nie dlatego, że miała na sobie szpilki od Louboutina.

Ania: Mała Ania miała bardzo dociekliwy móżdżek – do dzisiaj pamiętam, że moim głównym zmartwieniem podczas oglądania Smerfów było to, skąd wzięły się Smerfiaczki, skoro Smerfetka to jedyny dziewczyński okaz w ich wiosce, a jakoś nigdy nie była w ciąży i nie rodziła  Jak na 5-latkę, całkiem niezła rozkmina... Uwielbiałam też baśnie Andersena, a potem „Anię z Zielonego Wzgórza”. Jak to wygląda dzisiaj? Życie z bajką nie ma nic wspólnego, z czym dawno się pogodziłam. Nadal jednak bardzo lubię czytać książki, choć raczej nie o „cukierkowej” fabule. Wolę, gdy mnożą się komplikacje, a powieść bliska jest prawdziwemu życiu. Nie czekam na magiczną różdżkę czy złotą rybkę, która odmieni moje życie...


Karolina: A ja jestem zdecydowanie po stronie marzących. Może to trochę obciach, ale uwielbiam komedie romantyczne – nawet te najgłupsze. Uwielbiałam bajki dla dzieci, a teraz bardzo lubię te dla dorosłych. Myślę, że gdzieś tam w środku jestem Piotrusiem Panem w spódnicy i pewnie moje marzenia o pięknym życiu są efektem przedawkowania Disneya, ale kim byłby człowiek bez marzeń? Nie masz swojej Nibylandii, w której wszystko jest takie, jak sobie wymarzysz?

Ania: Czasem lubię układać sobie jakieś scenariusze i zastanawiać się, co by było, gdyby... Dotyczy to jednak określonych sytuacji, dążeń, więc nie mogę powiedzieć, że jest to jakaś Nibylandia. Znam jednak kilkoro "bajkopisarzy" - tak nazywam ludzi, którzy opowiadają historie „nie z tej ziemi”, w których są superbohaterami. Jest to jakiś sposób na życia 


Karolina: Hmmm... nigdy nie odlecisz, bo masz stopy zanurzone w betonie.  Więcej romantyzmu:) W niedzielę zaatakuję Cię dawką kobiecej kinematografii, może pomoże

Ania: hehe próbuj, zobaczymy