expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

wtorek, 9 kwietnia 2013

agent

Co to znaczy, że książka jest dobra? To chyba nie znaczy nic więcej jak tylko to, że nie masz ochoty się od niej oderwać, a jeśli już musisz, to i tak o niej rozmyślasz. Czy była w moim życiu taka książka? Było ich kilka. Czasem dlatego, że historia była ciekawa - choć język autora pozostawiał wiele do życzenia - a czasem podwiędły temat ratował niesamowity kunszt. 
W zeszłym tygodniu na celowniku znalazł się "Agent" Manueli Gretkowskiej. Jest to trzecia książka tej autorki ("My zdies emigranty", "Polka"), jaką miałam okazję przeczytać. Przyznam szczerze, że z Gretkowską mam podobny problem jak z Maleńczukiem - lubię to, co tworzą, ale niespecjalnie chcę słuchać, co mają do powiedzenia prywatnie. Nie pobiegłam więc kilka lat temu głosować na Partię Kobiet. Jedyna rzecz, z jaką mogę się zgodzić, to jej opinia, że autorzy powinni dostawać tantiemy za każdorazowe wypożyczanie ich książek z biblioteki. Bo niby dlaczego nie? Idźmy tropem ZAIKSU. Dlaczego za każdym razem, kiedy moje uszy masakruje głos Cugowskiego, konto bankowe Romualda Lipki zasila gotóweczka, a kiedy przewracam po 10 latach stronę w książce Tomasza Piątka - jego konto nawet nie drgnie?
Wróćmy do samego "Agenta". Jest to typowa dla autorki powieść obyczajowa. Fabuła nie porwała mnie doszczętnie, ale czytanie jej nie było dla mnie męką. 
Główny wątek stanowi podwójne życie Szymona, który z pochodzenia jest Żydem urodzonym w Polsce, wychowanym w katolickim klasztorze. Jako nastolatek dowiaduje się, że ma semickie korzenie (rodzice zginęli w trakcie wojny) i postanawia wyjechać do Tel Avivu. Tam spotyka miłość swojego życia. Po pewnym czasie jednak przyjeżdża do Polski, by tu otworzyć interes i... spotyka kolejną miłość swojego życia.
Tak naprawdę historia pierwszoplanowa schodzi jednak na drugi plan, a wybija się motyw polsko-żydowski. Szymon jest Żydem, ale tylko dzięki płynącej w nim krwi, bo tak naprawdę jest - wychowanym w katolickim rygorze - ateistą. Nagle okazuje się, że jego bardzo inteligentna, wyzwolona i wykształcona córka spotyka ortodoksyjnego Żyda i sama postanawia poświęcać się religii. Drzewo genealogiczne żony posiada w swoich konarach Cadyka, a w Polsce czeka go katolicki chrzest syna. Na dodatek jego mieszkający w Warszawie polski asystent za wszelką cenę pragnie dołączyć do narodu wybranego i w biurowym zaciszu wkłada kapelusz z doczepionymi pejsami.
Dlatego też dla mnie nie jest to powieść o zdradzie, ale szukaniu swojej tożsamości. W obyczajowy wątek wpleciona jest publicystyka. Nieco ataku na antysemityzm, nieco na katolicyzm, na judaizm, rosyjskość...
Nie była to - moim zdaniem - najlepsza książka jej autorstwa, ale ja lubię jej nieco publicystyczne pisarstwo, bo jest - według mnie - pozbawione zbędnej bajkowości. Do tej pory niespecjalnie interesował mnie temat Żydów - poza holocaustem, a dzięki tej książce chętnie dowiem się czegoś więcej.
Polecam. Może nie na tyle, żeby musieli dodrukować nakład, ale zawsze możecie przecież wypożyczyć, za darmo (jeszcze?) :).

Pozdrawiam,
Karolina




2 komentarze:

  1. Widzę, że autorka lubi dużo krytykować. Jak znajdę w bibliotece to wypożyczę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie słyszałam o tej książce, ale jak dla mnie - brzmi całkiem ciekawie. I rzeczywiście, autorzy powinni coś dostawać za wypożyczone książki :D

    OdpowiedzUsuń