expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

sobota, 28 lutego 2015

lost in time

Cześć.

Nie mam czasu pisać, bo jestem taka zapracowana. ŻART. Nieśmieszny. Prawda jest taka, że mam bardzo dużo czasu, aż nadto, ale... się w nim zagubiłam. 
Na pewno każdy z Was zna to uczucie, kiedy pracujemy, zajmujemy się domem, mamy jakieś dodatkowe zajęcia albo jeszcze jesteśmy rodzicami i nasze życie dostosowane jest do trybu życia naszych dzieci. Przychodzą takie dni kiedy marzymy o czymś cholernie cennym czego kupić się niestety nie da - o czasie. 
Największym pragnieniem jest iść na zakupy, umówić się na spokojną kawę z przyjaciółką, usiąść w fotelu i słuchając muzyki poczytać książkę abo uwalić się w łóżku i opychając się śmieciowymi przekąskami oglądać ulubione filmy i seriale. Bez wyrzutów sumienia.
Na ogół gdy mamy jakieś wolne to albo gdzieś jedziemy albo- co gorsza- spędzamy ten czas w domu. A jeśli tak jest to wiadomo: robimy porządki.Trzeba odsprzątać dziury, które omijamy w trakcie rutynowych porządków, odszorować fugi, umyć okna no i jeszcze jak jestem w domu to może ugotuje coś mniej oklepanego, na co normalnie nie mam czasu. Zawsze potem mam do siebie pretensje, że nie tak to wolne miało wyglądać. Miałam mieć czas dla siebie. Przyjemny, samotny. No, ale okazało się, że nie potrafię i wypowiadam wtedy życzenie : chciałabym kiedyś bez żadnych konsekwencji móc nie pracować, tak długo żeby spełnić wszystkie swoje "leniuchowe marzenia" , żeby chciało mi się rzygać z nudów i żebym wreszcie chciała wrócić do pracy.
No i co? Po raz kolejny dam sobie w pysk i powiem: UWAŻAJ, CZEGO SOBIE ŻYCZYSZ.
I mam. pracuję w dziwnym systemie polegającym na humorze osoby decyzyjnej. Jak jest szczęśliwa to dostaję więcej godzin, a jeśli nie to mniej. Niestety tak bywa w świecie, w którym awanse dostają ludzie z przypadku, z braku innych kandydatów i swojego stażu, a nie przez wzgląd na kompetencje. Ale to już temat na inny post.
Nie, nie przymieram głodem. Tak. mam czas na wszystko, ale czy jestem z tego powodu szczęśliwa? Nie. Ponieważ znalazłam się w miejscu, w którym nie dysponuję swoim czasem z przyjemnością. Gdyby to wszystko odbywało się w moim domu, wśród moich przyjaciół to była bym zachwycona, ale tutaj muszę zdać się na swoją samotność.
Odrobina samotności może być niezwykle przyjemna, ale w jej nadmiarze może być już tylko źle. Stajemy się własnymi wrogami, non stop maglujemy w głowie coraz to nowe paranoje.
Pamiętam jak kiedyś moja koleżanka siedziała w domu i za każdym razem kiedy do niej przychodziłam trafiałam na totalny syf, dziecko płakało w pokoju, a facet, który zarabiał na dom jadł paluszki rybne, parówki i pieczone kurczaki z Tesco. Pytałam jej: co ty robisz? Przecież masz tyle wolnego czasu, mogłabyś posprzątać, ugotować i mieć go jeszcze masę dla siebie. A ona mówiła mi, że nie wie gdzie on jest, nie wie gdzie jest ten czas. Jej chęci do życia kompletnie uleciały i była zachwycona gdy zostawałam z dzieckiem a ona mogła pojechać na zakupy spożywcze.
Wtedy nie rozumiałam. Dziś rozumiem. Człowiek jest tak skonstruowany, że gdy ma dużo pracy marudzi, że nie ma na nic czasu, a kiedy go ma to nie potrafi go spożytkować i marudzi, że nie ma pracy.
Prawda jest jednak taka, że najwięcej zależy od tego na jakim etapie życia jesteśmy i czy nasz czas wynika z naszych chęci czy jesteśmy jego więźniami.
Mam teraz masę wolnego czasu, nie jestem na razie pełnoetatowym pracownikiem, ale niestety stało się to w złym momencie mojego życia, bo przez to czuję się bezużyteczna. Ten czas nie jest mój, nie potrafię z niego skorzystać, spożytkować go odpowiednio, bo go teraz nie chciałam. Nie potrafię się więc nim delektować. Zagubiłam się w tym czasie, ale mam nadzieję, że już niedługo odnajdę właściwą ścieżkę.

Pozdrawiam
Karolina

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz