expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

niedziela, 11 stycznia 2015

promises

Wiem, wiem miałam pisać. No miałam, wiem. Dla jednej osoby, dla dwóch, dla siebie. Znacie to uczucie, które czasem Was ogarnia, to przez które nie jesteśmy w stanie do niczego się zmobilizować? Moment, w którym macie czas na wszystko, ale dni okazują się zbyt krótkie i chęci zbyt wątłe? Ja właśnie tak mam. Nie chcę tego nazywać, choć doskonale wiem co to jest.

Święta były dziwne. Na szczęście byli ze mną moi rodzice. Nie było śniegu, nie było atmosfery, nie było domu. Czułam trochę jakby to była inscenizacja. Cały pobyt rodziców tutaj bardzo przeżyłam. Dostawałam białej gorączki kiedy musiałam iść do pracy, bo przecież okres przedświąteczny to "busy time". Poza tym czułam się jakby naiwna pioseneczka Natalii Kukulskiej "im więcej ciebie, tym mniej" tyczyła się mojego życia. Tak bardzo chciałam z nimi być i tak bardzo przeżywałam to, że zaraz ich już nie będzie obok, że nie potrafiłam na serio cieszyć się z ich pobytu. Paraliżowało mnie. Za dobrze w ostatnim czasie dowiedziałam się co to jest strata i jestem już porządnie na tym tle zniekształcona, zniszczona, zboczona.

Może powinnam pisać i opowiadać jak jest mi tu wspaniale, bo przecież mogę pozwolić sobie na tak wiele rzeczy, bo mam kasę. No, ale niestety nie mogę tak napisać, bo pieniądze nigdy nie przenosiły mnie na ten level szczęścia, o który mi chodzi. Żyję w zawieszeniu, Z jednej strony nie chcę tu być, bo tęsknota za miejscami i ludźmi jest tak ogromna, że nie potrafię sobie z nią poradzić, ale z drugiej co mnie czeka po powrocie? To jak koniec niewinności. Chcesz żeby wrócił czas, który teraz jawi się jako beztroska, ale wiesz, że to niemożliwe.

Na wiele rzeczy i na wielu ludzi patrzę teraz inaczej. Zawsze w życiu miałam swoją przestrzeń, której mi teraz trochę brakuje. Wielu ludzi poznaję na nowo. Tych, z którymi tu jestem, bo inaczej jest bawić się dobrze w weekendy i wakacje, a inaczej dzielić ze sobą trudy i lęki każdego dnia. Nie zawsze można coś wyśmiać i nie każdy ma codziennie podobny humor.
Poznaję na nowo też tych, których tu ze mną nie ma, którzy zostali i wiele rzeczy weryfikuję. Na szczęście kilka osób okazało się najlepszymi ludźmi na świecie i dlatego teraz tym bardziej cierpię, że nie ma ich obok.
Niestety poznałam też siebie z nieco innej strony. Niestety, bo nie chciałabym takiej siebie znać. To nie jest fajna Karolina. Ona nie widzi kolorów, choć bardzo stara się zobaczyć je każdego dnia. 

Nie twierdzę, że tu absolutnie wszystko jest złe, bo tak nie jest, ale przecież nie każdy człowiek lubi pływać. Są też tacy, którzy lubią biegać, jeździć na rowerze lub wspinać się po górach...

Pozdrawiam
Karolina

1 komentarz: