W moim domu zawsze panował matriarchat. Kobiety były silne nie tylko dzięki swojej liczebności, ale i sposobowi, w jaki radzą sobie z przeciwnościami. Miałam w swoim życiu cztery matki. Ponieważ moja mama ma trzy siostry. Nie lubię nazywać ich ciotkami, bo tych można mieć dziesiątki. To słowo nie oddaje w moim odczuciu pokładu tych uczuć, jakie są między nami. Pierwsze lata swojego życia spędziłam własnie z nimi, potem każde wakacje, każde święta, co któryś weekend... Miasteczko, z którego wywodzą się moi rodzice dało mi w życiu najwięcej radości, ale i najwięcej cierpienia. Półtora roku temu, dwa dni po moim ślubie, po wykańczającej chorobie zmarła jedna z moich matek. Mój świat się zawalił. Wczoraj w wielkim cierpieniu, ale niespodziewanie odeszła moja druga matka. W ciągu dwóch lat straciłam cztery bliskie osoby, w tym dwie o najwyższej randze. Jedyne ćwiczenia jakie ostatnio uprawiam, to te z utraty, ale niestety w tej dyscyplinie nie nabiera się kondycji. Nietzche udawał, że wie co mówi prawiąc co cię nie zabije, to cię wzmocni. Ja tego nie widzę.
Miasteczko, które dawało mi kiedyś ogrom radości i bezpieczeństwa zostało zburzone, a ja muszę tam jeździć i za każdym razem budować coś nowego na miejscu gruzowiska. Trzeba się z tym pogodzić, takie jest życie... Ja tego nie akceptuję, bo są w życiu osoby, których nikt i nic nie zastąpi i jeszcze bardzo długo się z tym nie pogodzę.
Karolina
Oj, doskonale wiem jak to jest i też nie umiem i nie chcę się godzić z tym, że "taka już kolej losu". Chciałabym bardzo często żeby jeszcze żyły najbliższe mi osoby, wtedy wszystko było proste i bardziej kolorowe...Współczuję tych strat...mając nadzieję ponadto, że noga juz lepiej :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)